Legendy PRL-u Marka Kilichowskiego

Ponad 40 zabytkowych motocykli i kilka samochodów. Niektóre naprawdę bardzo cenne. To nie spis eksponatów muzeum motoryzacyjnego, ale zawartość garażu jednego z mieszkańców Łyskowa – Marka Kilichowskiego, przedsiębiorcy, radnego i sołtysa w jednym. Pan Marek od kilku lat zbiera, kupuje i naprawia cenne motoryzacyjne pamiątki minionej epoki. Jak podpowiada – ma prawie wszystkie motocykle z okresu PRL. Obecnie „poluje” na Junaka i na Syrenę.

Jego pasja do motocykli to w pewnym sensie sprawa dziedziczna. Marek Kilichowski mówi, że jest z rodziny crossowców. Jego ojciec jeździł crossem i był mechanikiem. On sam od dzieciństwa wiele czasu spędzał w garażu. Najpierw podpatrywał pracę ojca, a później sam zabierał się za rozbieranie, naprawę i skręcanie jednośladów lub innych pojazdów. Mając zaledwie kilka lat (4 lata) dał radę skutecznie rozkręcić motor listonosza.

Swój pierwszy, własny pojazd pamięta do dziś. Miał siedem lat, gdy go dostał. Był to popularny motorower Komar. Później były inne motocykle. Fach mechanika Pan Marek poznał bardzo dobrze. Już jako kilkunastolatek pracował w zawodzie. Można spokojnie powiedzieć, że pasję przekuł na pracę. Pomógł mu w tym wyjątkowy zmysł techniczny, umiejętności, zręczność oraz doświadczenie.

W rozmowie, pasjonat motocykli przyznaje, że trzeba lubić, co się robi. Jego zdaniem każdy przypadek to nowe wyzwanie, to czasem zagadka, zaś dobrze postawiona diagnoza i skuteczna naprawa to prawdziwa satysfakcja.

W tej chwili Marek Kilichowski część swojej działalności zawodowej, którą rozwinął przez lata scedował na dzieci. To – jak mówi - dało mu czas i możliwość powrotu do dawnych upodobań i do rozwijania swojej pasji. Zaczął szukać i kupować stare motocykle, samochody i ciągniki po to, by dać im drugie życie. W związku z tym postawiony przed domem hangar zapełnia się kolejnymi eksponatami. Czekają w kolejce do renowacji. W warsztacie natomiast powstały stanowiska naprawcze. Pan Marek zagląda tam w każdej wolnej chwili. Rozkręca, odnawia, uzupełnia. Brakujące części zamawia w internecie lub szuka u osób, które podobnie jak i on odnawiają stare pojazdy. Gotowy motocykl musi oczywiście przejechać rundę honorową. Wtedy można powiedzieć, że projekt zakończył się sukcesem.

- To drogie hobby, nie powiem – przyznaje Marek Kilichowski – Ale to także świetne połączenie pasji z inwestycją. Mam wnuków i to właśnie im chciałbym zostawić te wszystkie perełki. A w tej chwili… sam cieszę oko.

Eksponaty Pana Marka nie były jeszcze oficjalnie prezentowane. Jedynie pojedyncze egzemplarze brały udział w wystawach pojazdów zabytkowych w Gostycynie czy też w Tucholi. W głowie pasjonata rodzi się jednak projekt, aby w Łyskowie powstało muzeum motoryzacyjnych legend PRL-u. Wówczas pokaże wszystko, co udało mu się zdobyć i to w jaki sposób tchnął w każdy pojazd nowe życie.

Wyświetlono: 635

Facebook.com X.com